Sekrety braci zakonnych
W dawnych czasach nie istnieli lekarze, a chociaż pewna część społeczeństwa trudniła się leczeniem, pospolity lud nie zawsze mógł korzystać z takich usług – a to wysokie ceny, a to odległość nie pozwalały zasięgnąć pomocy. Pewnym rozwiązaniem były klasztory, rezydujący w których bracia zakonni zajmowali się po części ziołolecznictwem. Nierzadko odseparowani na co dzień od świata, zakonnicy mieli dużo czasu, by uprawiać ogrody z licznymi leczniczymi ziołami. Praktycznie to był jedyny sposób, w jaki mogli pomagać chorym (nie licząc oczywiście modlitw w ich intencji). Nie można było np. przeprowadzać operacji czy też badać zwłok, więc poziom wiedzy na temat funkcjonowania ludzkiego ciała był dość niski. Kuracje ziołowe jednak zdawały rezultat w przypadku niektórych chorób, inne były skuteczne na dolegliwości takie jak bóle czy złe samopoczucie. Wiedza na temat roślin, jaką posiadali bracia zakonni, pochodziła z ksiąg botanicznych tworzonych przez światowych autorów, ale część informacji była czerpana z obserwacji i praktyki.
Wirydarze pełne ziół
Zioła hodowali zakonnicy w specjalnie zakładanych ogrodach, które nosiły nazwę wirydarzy. Panowały tam bardzo korzystne warunki do uprawy roślin, więc plony były bujne i umożliwiały przygotowywanie wielu kuracji. Chorzy otrzymywali preparaty ziołowe „na wynos”, mogli też pozostać na miejscu w klasztorze, w czymś na kształt prowizorycznych szpitali. Mieli tam opiekę i zawsze świeże leki ziołowe, w miarę wygodne łóżka, jak również towarzystwo zakonników.
Bardzo mnie zastanawia, w jaki sposób testowane były te różne kuracje. Braciszkowie sami je brali, a później oceniali efekty?
Dzisiaj też przydałyby się takie ogrody, bo nie wiemy, skąd pochodzą zioła używane do preparatów ziołowych.